Boże Narodzenie to dla nas najbardziej rodzinne Święto. To
jedyny czas, kiedy nawet gdy jesteśmy daleko, na te dni zawsze przyjeżdżamy do
rodzinnego domu żeby spędzić ten czas z najbliższymi.
Tym razem było inaczej. Za oknem zamiast śniegu szumiały
liście bananowca niczym w morskim kurorcie a ptaki wesoło śpiewały. Choć byliśmy tysiące kilometrów od domu, nasi
bliscy byli w naszych sercach a my postaraliśmy się o drobne, tradycyjne akcenty
kulinarne.
Mieliśmy również honorowego gościa na kolacji wigilijnej, któremu przybliżaliśmy polskie obyczaje ;-)
Nie zabrakło również wspólnego kolędowania J
W pierwszy dzień Świąt zostaliśmy zaproszeni na obiad do
UCC. Było i matoke i ryż –
tradycyjne afrykańskie dania, a wyjątkowo w tym dniu, na stole pojawił się jeszcze kurczak.
Wybraliśmy się również
z dziećmi do pobliskiego kościoła pełnego muzyki, śpiewu i tańców.
Drugi dzień Świąt był spokojny. Razem z Irene spędziliśmy go
nad Jeziorem Wiktorii. Dziecko szalało ze szczęścia w wodzie. Okazało się, że to
był pierwszy raz, kiedy dziewczynka była nad wodą.